Rzeczy, do których nie mogę się przyzwyczaić we Francji



Dzisiejszy wpis można by potraktować z przymrużeniem oka ale sami przeczytajcie i oceńcie .
Jest to wpis , który powstał w ramach projektu klubu polki do którego należę.
 Jeśli ciekawią was inne wpisy to zajrzyjcie koniecznie na  stronę projektu gdzie dowiecie się więcej w temacie ,, do czego nie mogę się przyzwyczaić w moim kraju "  .
 
We Francji mieszkam od maja 2014  więc parę takich ,,kwiatków" zdążyło wpaść mi w ,,oko" .

Zaczynamy ;)

Zdecydowanie JEDYNKA ;)   nie przyzwyczaję się nie , nie , nie !!! i mówię to głośno tutaj  co jest rzeczą numer jeden , która we Francji wkracza za bardzo w moją nazwijmy to wolność osobistą .
Wszechobecne Bisous czyli mówmy sobie buziak : na powitanie , na pożegnanie . O ile jestem w stanie zrozumieć to w sytuacjach z ludźmi z którymi chcę się w ten sposób powitać czy pożegnać tak buziak który powiedzmy sobie we Francji jest często niby cmoknięciem w powietrze przyprawia mnie o mdłości w wielu przypadkach .
Ze znajomymi , znajomymi znajomych , znajomych znajomych znajomych  , rodziną bliższą , rodziną dalszą , sąsiadem rodziny bo  akurat nas zobaczył i chce się przywitać..,trzy razy , dwa razy , nie od tego policzka zaczęłaś , itd itd
Niby dwa razy  jest ok a trzy z ludźmi którzy są nam mniej bliżsi ( yyy??? dlaczego miało by być więcej razy dla  kogoś kogo ledwo znam niż dla bliskiego z rodziny ? o nie ..) . Inna liczba buziaków w innej części Francji ... ratunkuuuuu wysiadam . 
Mieszkając w Polsce jak pamiętam lata dzieciństwa  to miałam w rodzinie jedną jedyną taka osobę , która taka całuśna była wiec raz do roku jeszcze jakoś to przeżyłam ale tu już mnie czasem mdli
 ( mówiłam z przymrużeniem oka  ale serio czasem  jak tych osób jest z 10-15 na jednej imprezie czy w pracy ( tak tak Francuzi w pracy tak się tez żegnają  i witają. Podobno ... ja na szczęście nie doświadczyłam bo nie pracuję ) to zwyczajnie  czasem się nie chce . 
Szczerze mówiąc może się nie chcieć zwyczajnie  kiedy z każdym na imprezie rodzinnej trzeba tak   a  powiedzmy sobie otwarcie  nie każdego trzeba lubić tak samo a już na pewno nie tak , żeby tyle tych buziaków z nim wymieniać na jednym spotkaniu .
 ( czasem udaje się wymigać ale to niestety rzadko ) .
Nie tylko ja mam z tym  problem widzę bo jak czytałam wpis Ani to też się uśmiechnęłam ;) zajrzyjcie do niej - http://illumineuse.com/2015/10/06/3-powody-dla-ktorych-wyjechalabym-z-francji-chocby-dzis/
Kolejną rzeczą do której nie mogę się przyzwyczaić jest :

 Adresowanie listów do małżeństwa.  Jeśli list jest adresowany do obojga to pisząc na kopercie (zamiast jak byłam przyzwyczajona dla przykładu : Anna i Jan Kowalscy czy Ms &Mr Smith ) to tutaj zwyczajnie jest ... Mme et Mr i tu nazwisko męża i wyłącznie jego imię .

Tak tylko  Pana domu imię a Pani jakoś tak pomijana .
Dziwnie ale cóż ... jak dla mnie takie właśnie  pomijanie kobiety w adresowaniu  ale jak to mówią ,, co kraj to obyczaj " . To tak jakby w Polsce zaadresować jakiś list ,, Pani I Pan Kowalscy Jan .
 Zapraszam na bloga Kasi i ten wpis  --> Bretonissime   tam znajdziecie więcej przykładów  jeśli chodzi o użycie nazwisk we Francji .

Jak już jesteśmy przy adresowaniu to nie jest temat odległy od poczty .
Na francuskiej poczcie nie kupimy kopert czystych ani pocztówek . Na próżno ich tam szukać .
Koperty kupujemy w supermarkecie na dziale papierniczym a pocztówki też albo w marketach  albo w kiosku  z gazetami albo jakimś sklepiku z lokalnymi  pamiątkami czy księgarni .
Na poczcie możemy jedynie kupić koperty z nadrukowanym już ,,znaczkiem"  do Francji tzw. lettre verte .

Wiele małych sklepików jak nie wszystkie są zamykane w poniedziałki ( niedziele oczywiście też ) i mają przerwy w czasie dnia na lunch . Także jeśli wybierzemy się w środku dnia do piekarni , czy małego sklepu a nawet  do marketu to możemy się zdziwić .
Niektóre markety mają też  przerwę i  możemy się zderzyć z zamkniętymi drzwiami  ( 12-14:30 lub do 15:00 zależy jak sobie ustalą albo jak im się chce otworzyć bo czasem godziny otwarcia sobie a życie sobie ;)
Staliśmy już nie raz czekając aż ktoś otworzy sklep teoretycznie czynny od 9-9:30 a o 10 albo grubo po 10 przychodził sobie pan lub pani i otwierał albo piekarnia w teorii otwierana po przerwie o 15:00 była zamknięta dalej do końca dnia .

Pościel ... o zgrozo . Jaka była moja reakcja jak zobaczyłam francuską poszewkę na kołdrę to nawet nie chcecie wiedzieć . Pewnie wam nie przybliżę tego ale może  uda mi się  dorysować ;) Talentu do rysowania to ja wybitnie nie mam  - uprzedzam.
 Mistrz Painta ;) zaprasza --- klik i można powiększyć i przeczytać się też da .

Na początku jak mój francuz ;) mieszkał jeszcze ze mną w Irlandii i zaczął zawijać kołdrę  pod materac pomyślałam ,, naleciałości z armii - wybaczyć , zapomnieć , żyć dalej ;) " .
Jakie było moje zdziwienie jak zobaczyłam pościel i dla dorosłych i dla dzieci i starszą i nowszą z tym no powiedzmy sobie szczerze nadprogramowym  kawałkiem materiału który zwisał na końcu . Pomyślałam ,, kurcze moja kierowniczka od warsztatów w szkole ( kończyłam krawiecką zawodówkę daaaawno temu ) pewnie by mnie nieźle opierniczyła za ten nazwę go ,, zmarnowany kawałek materiału " a tu to norma . Zwisa takie coś na końcu kołdry i zawijasz to pod materac , żeby przypadkiem nogi nie były odkryte w nocy . Podobno można w sklepie na,, I " z niebiesko żółtym logo ;) znaleźć normalną ( czyli taką jaka znam z Polski , Irlandii , Niemiec itd  ) ale mi się jeszcze nie zdarzyło także pewnie jak kupię  tu pościel i będzie mi zwisał ten niepotrzebny kawał materiału to zwyczajnie będę to przerabiać .
Śmiejcie się śmiejcie ale to potrafi  działać na nerwy ;)

Tyle dziś z ,,minusów" . Za krótko tu mieszkam żeby za wiele mówić o innych rzeczach a biurokracja francuska cóż zaliczyłabym do minusów ale chyba ,,tak już jest" , że dokumenty się odsyła , dokumenty się gubią , urzędy chcą często czegoś innego niż chciały tydzień temu wiec pominę temat biurokracji przy której sami  Francuzi wzruszają ramionami , ponarzekają powyzywają  ale i słyszę ,, tak jest i już " ;)
Na szczęście te ,,minusy" przysłania więcej plusów a tak naprawdę w każdym kraju znajdzie się ,, to coś " .

Mi tu dobrze i się stąd nie ruszam  a ten Jesienny projekt Klubu Polki na Obczyźnie dedykujemy akcji „AUTOSTOPEM DLA HOSPICJUM” – Przemek Skokowski wyruszył autostopem z Gdańska na Antarktydę, by zebrać 100 tys. zł. na Fundusz Dzieci Osieroconych oraz na rzecz dzieci z Domowego Hospicjum dla dzieci im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku. Bądźcie po prostu dobrymi ludźmi i wesprzyjcie akcję dowolną kwotą. Więcej info: https://www.siepomaga.pl/r/autostopemdlahospicjum

Dziś też mija rok odkąd tu z Wami jestem . Dziękuję za każdą chwilę spędzoną tu czy na facebooku na Garoterapii czy na Instagramie . Jesteście super. 
 (16 października to dla mnie od 3 lat szczególna data i taka pozostanie ) .
Na wczorajszy wpis zapraszam do Ewy na blogu Kartkazkalendarza i zobaczcie do czego Ona nie może się przyzwyczaić we Włoszech  a jutro zajrzyjcie do Gabi ze Szwecji .

Brak komentarzy