Część 1 wspomnień z Bretanii

Myślę, że warto podzielić się kilkoma wspomnieniami i zdjęciami z tegorocznych wakacji .
Wiem , że już częściowo to opisałam w jednym poście kilka tygodni wcześniej ale uważam , że kilku miejscowościom należą sie dłuższe wpisy i więcej zdjeć. 
Zaczęło się na prawdę od dość spontanicznej propozycji wyjazdu.
Na początku się obawiałam jak dam radę i czy naprawdę ze mną  wytrzymają ;)
Dało się i coś z tego wyszło w postaci zdjęć i wspomnień a was zapraszam na pierwsza część z kilkoma zdjęciami  dla zachęty.
Spokojne niedzielne popołudnie … ( zaraz zaraz nawet teraz nie pamiętam czy to była sobota czy niedziela z tego wszystkiego ) .
Teraz sprawdzając kalendarz wiem ,że ostatnia niedziela sierpnia.

Spotkanie rodzinne u cioci mojego R.
Rozmowa z tata (jego) i nagle pada pytanie ,, jedziesz z nami na wakacje w przyszłą sobotę?''
Szok , niedowierzanie , strach przed nieznanym bo jednak ja nie znam francuskiego , oni nie bardzo po angielsku.Kto nie ryzykuje... sami dokończcie .
Po chwili zastanowienia myślę , że taki wyjazd to nic do stracenia a jedynie język podciągnę i jednak zwiedzę ładny kawałek Francji ( jak się później okazało nazywany ,,końcem świata “ bo tak nazywana jest ta część Bretanii).
Na początku wiedziałam tylko , że jadę do Bretanii na dwa tygodnie . 
Do samego końca nie wiedziałam gdzie jedziemy , jak się spakować ( gdybym wiedziała w którą część Bretanii łatwiej można by było się spakować czy nawet taki szczegół czy na camping czy to jakiś hotel czy namioty czy cokolwiek innego ) . Nic , :)
Znajomi Francuzi oczywiście  jak jakąś modłę powtarzali mi , że i tak będzie padać bo to Bretania .
Po ponad 6,5 roku mieszkania w Irlandii nie zrobiło to na mnie większego wrażenia i uznałam , że przekonam się na własnej skórze czy jednak taka deszczowa kraina.
Na miejscu okazało się , ze deszcz padał aż raz w ciągu tych dwóch tygodni i to krótko.

Z wiadomości mi dostępnych wiedziałam tylko , że jadę do Bretanii na dwa tygodnie .
Ot taka niespodzianka .

Pakowanie było kompletną  klapą  bo pakowałam się  wieczór przed wyjazdem ciągle pytając  R. czy na pewno nie wie w którą część  Bretanii mnie wywożą ;)
Oj biedny , tysiąc pytań . 
Wrzuciłam losowo jakieś ubrania do walizki, kilka książek ( miedzy innymi ,,Moja Francja “ Patrycji Todo , którą zamierzałam skończyć czytać na miejscu , słownik polsko francuski , rozmówki
 ( pomyślałam , że może akurat coś z tego się przyda a co tam nigdy nie wiadomo , szczególnie , ze nie wiedziałam czy tam gdzie jadę będzie internet I w razie czego zadziała mi tłumacz w telefonie czy słownik ). Mieliśmy tyle zajęć , że ledwo przeczytałam kilka stron książki jednego wieczora , w pozostałe graliśmy w triomino czy inne gry albo spacerowaliśmy .


Wyjazd był planowany na sobotę 6 września . Miałam być gotowa przed 7 .
Wstałam przed czasem jak to zwykle bywa przy wyjazdach . Szybka kawa I słyszę,, już są na dole “ .
Jak to mówią ,, komu w droge temu wrotki ;)”
Pojechaliśmy.
Ja , potencjalny teściu i  jego żona .
Po drodze zatrzymaliśmy się po około 2-3 godzinach na kawę  i  rozprostować  kości bo jednak długa droga była przed nami ( około 600km) ale plusem jest to , ze francuskie drogi są jednak nieporównywalnie lepsze od polskich i byliśmy na miejscu już po 12 w południe.
Jak na podróż z przystankiem I taka odległość to całkiem nieźle.
Całą drogę  a już najbardziej jak wjechaliśmy do części Francji zwanej Bretanią  zastanawiałam się kiedy dotrzemy do celu I gdzie to właściwie jest .
W końcu droga zaczęła prowadzić  lekko pod górkę , mój GPS pokazywał ,że jednak bliżej niż dalej a   z okna samochodu widać było coraz bardziej malownicze krajobrazy pomyślałam : 
,, mam nadzieje ze to gdzieś tutaj”.
Minęliśmy jeden camping,  potem kolejny .Znak pokazywał , że Camping Saint Laurent jest tuż  za rogiem.
Koniec naszej podróży .
 Jednak dotarliśmy tam po 12 a we Francji ten czas to czas na posiłek i recepcja była  nieczynna
 do 14.
Poszliśmy coś zjeść  do restauracji , która  znajdowała się na terenie campingu , spacer po okolicy i  tuz przy klifach powitały nas zające  i gekony .
Uwielbiam gekony , te niestety były zbyt szybkie i  przez cały pobyt nie udało mi  się  zrobić im  zdjęcia .
Recepcja została otwarta o 14 i przenieśliśmy  się do domku .
Zaczęły się  na dobre wakacje w Bretanii.
Kilka zdjęć  z pierwszego dnia .










































 A tak nas powitała Bretania w pierwszy dzień . 
Okolice La Forêt-Fouesnant.









To tylko krotki wstęp do tego co napiszę później . 
W dwa tygodnie zobaczyliśmy naprawdę dużo  : 
Concarneau (2x) , Le Guilvinec , Phare d'Eckmuhl , Quimper , Pont Aven , Karleven , Beg Meil , Brest, Cap Coz , Pointe des Capucins ,Pointe des Espagnols , Locronan ,Loctudy ,Benodet,Audierne .
Całkiem sporo wycieczek pieszych.. W większości   miast zatrzymywaliśmy się głównie , żeby zobaczyć  porty i pochodzić  po plaży ale i tak sporo zobaczyliśmy jak na te dwa tygodnie .
Jeszcze kilka części tej opowieści przed wami . 
Mam nadzieje , że nie zanudzę..
Miłego zwiedzania
S.

Brak komentarzy